Ku przestrodze.
: czw wrz 24, 2020 10:42 am
Część wszystkim
Był temat o podobnym tytule na forum Lotnicza Polska. Szkoda, że przepadł bo stanowił (jak zresztą całe forum) sporą bazę wiedzy.
W skrócie: pisaliśmy tam o swoich przygodach, dziwnych sytuacjach, zbiegach okoliczności których wystąpienie stanowiło bądź mogło stanowić zagrożenie w locie. Proponuję założyć taki wątek tutaj, dla potomnych. Dla mnie osobiście jako młodego adepta sztuki latania - doświadczenie innych jest niebywale ważnym źródłem wiedzy.
To zacznę ja.
Motolotnia, Rotax 582. Wszystko nowe lub prawie nowe. Lot z Powodowa do Trzebicza. W dolocie nad Puszczą Notecką jakieś 2.000ft, jeszcze ok. 20km przed lotniskiem zauważyłem mrugające na żółto, a później na czerwono okienko z informacją o wartości ładowania. Mam MGL Avionics EMS-2. Dopuszcza się ok. 14.0 V, powyżej do ok. 16.0V bije żółtym kolorem, powyżej 16 to katastrofa techniczna dla osprzętu, akumulatora itd. Mi wskazanie zaczęło po chwili pokazywać nawet 19V! I w takim stanie doleciałem bezproblemowo na lotnisko. W hangarze poczułem dziwny zapach. Był to stopiony bezpiecznik i gotujący się akumulator. Jego temp. była tak wysoka, że nie byłem w stanie przez kwadrans wyjąć go z motolotni. I co się okazało? Wszystkiemu winny był regulator napięcia, który koryguje napięcie z prądnicy. Nawalił, ale niestety nie na minus zaniżając napięcie, ale mocno je zawyżając. Tylko z racji posiadania dobrego żelowego aku, nie doszło do jego wybuchu. Mam go pod tyłkiem, a on jest obok zbiornika paliwa. Psychicznie jestem gotów na awaryjne lądowanie (tak zostałem wyszkolony), ale na pożar na pokładzie myślę że nikt nie jest w stanie się przygotować
Reasumując: w Trzebiczu kto nie miał, ten zakłada u siebie wskaźnik poziomu ładowania. Nawet najprostsze, najtańsze ustrojstwo wpięte w dwa kable - byle by świeciło wyraźną informacją. I to proponuję wszystkim, wzorem mojego doświadczenia
Pozdrawiam.
Wróbelek z Trzebicza
Był temat o podobnym tytule na forum Lotnicza Polska. Szkoda, że przepadł bo stanowił (jak zresztą całe forum) sporą bazę wiedzy.
W skrócie: pisaliśmy tam o swoich przygodach, dziwnych sytuacjach, zbiegach okoliczności których wystąpienie stanowiło bądź mogło stanowić zagrożenie w locie. Proponuję założyć taki wątek tutaj, dla potomnych. Dla mnie osobiście jako młodego adepta sztuki latania - doświadczenie innych jest niebywale ważnym źródłem wiedzy.
To zacznę ja.
Motolotnia, Rotax 582. Wszystko nowe lub prawie nowe. Lot z Powodowa do Trzebicza. W dolocie nad Puszczą Notecką jakieś 2.000ft, jeszcze ok. 20km przed lotniskiem zauważyłem mrugające na żółto, a później na czerwono okienko z informacją o wartości ładowania. Mam MGL Avionics EMS-2. Dopuszcza się ok. 14.0 V, powyżej do ok. 16.0V bije żółtym kolorem, powyżej 16 to katastrofa techniczna dla osprzętu, akumulatora itd. Mi wskazanie zaczęło po chwili pokazywać nawet 19V! I w takim stanie doleciałem bezproblemowo na lotnisko. W hangarze poczułem dziwny zapach. Był to stopiony bezpiecznik i gotujący się akumulator. Jego temp. była tak wysoka, że nie byłem w stanie przez kwadrans wyjąć go z motolotni. I co się okazało? Wszystkiemu winny był regulator napięcia, który koryguje napięcie z prądnicy. Nawalił, ale niestety nie na minus zaniżając napięcie, ale mocno je zawyżając. Tylko z racji posiadania dobrego żelowego aku, nie doszło do jego wybuchu. Mam go pod tyłkiem, a on jest obok zbiornika paliwa. Psychicznie jestem gotów na awaryjne lądowanie (tak zostałem wyszkolony), ale na pożar na pokładzie myślę że nikt nie jest w stanie się przygotować
Reasumując: w Trzebiczu kto nie miał, ten zakłada u siebie wskaźnik poziomu ładowania. Nawet najprostsze, najtańsze ustrojstwo wpięte w dwa kable - byle by świeciło wyraźną informacją. I to proponuję wszystkim, wzorem mojego doświadczenia
Pozdrawiam.
Wróbelek z Trzebicza